Kiedyś usłyszałam jedno zdanie, które mocno zapadło mi w pamięci – blog to taki twój drugi dom, tylko wirtualny.
Pomyśl sobie, że wracasz do domu i opowiadać jakąś historię. Coś co ci się przydarzyło… Mówisz prawdę i opisujesz fakty z życia wzięte czy zmyślasz niestworzone historie? A weźmy inny przykład. Codziennie jesz pizze, lody i burgery. Jeśli ktoś Cię o to zapyta, mówisz prawdę czy próbujesz mu wmówić, że odżywiasz się hiper zdrowo, zero fast-foodów i cukru, bo taka jest moda?
Podobnie z blogiem. Już nawet nie będę rozwodziła się nad kłamstwem, bo tak chyba nikt nie robi (?), ale… Jaki jest sens pisania o tym co każdy i przekazywania czytelnikom utartych schematów, że (przykładowo) cukier tuczy i musisz go ograniczyć. Przecież każdy o tym wie i jeśli kolejny raz przeczyta to samo zdanie tylko na innej stronie, nie zmieni to jego życia i nie sprawi, że nagle przestanie jest ciastko do niedzielnej kawy. Wydaje się to być logiczne…
Każdy z nas może postrzegać blogi inaczej. Jedni czytają bo lubią, drudzy z nudy, a jeszcze inni dla hejtu. Ale, jak to się mówi – jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Piszę dużo o sporcie i zdrowiu, odzywają się głosy, dlaczego tak mało mody. Wrzucam więcej wpisów urodowych, a kiedy będzie coś o odżywianiu, i tak dalej…
Co z tym zrobić? W sumie nic, bo to miejsce, które odzwierciedla moja życie – mam nadzieję, że dobrze mnie zrozumiecie. Piszę o tym, co aktualnie dzieję się w moim życiu i na co mam zajawkę. Jak już pewnie zauważyliście dominuje tematyka sportu, odżywiania i zdrowia. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jestem w to wkręcona po uszy. Nie napiszę Wam co POWINNIŚCIE zrobić, aby coś osiągnąć. Pisze o tym, co sprawdziło się u mnie, co praktykuję i co polecam. Jadę na wakacje, więc pojawiają się posty z kategorii podróże. Znalazłam ekstra kosmetyki, które zawitają na dłużej w mojej kosmetyczce, napiszę Wam o tym i polecę. Nie dlatego, że w gazecie pisze, że ten podkład jest super, ale dlatego, że u mnie się sprawdził i może pomogę komuś w decyzji.
(To bardzo ważny akapit!) Nie traktuję bloga, jako portal, na którym sprzedam Wam utarte info na temat danej sprawy. Zero obiektywnych opinii. To tylko i wyłącznie moja, subiektywna opinia na temat danej sprawy, którą chętnie się dzielę. To taki mój internetowy pamiętam czy notes, w którym znajdziecie przepisy na ulubione potrawy, sprawdzone kosmetyki i zdjęcia z cudownych wyjazdów, do których sama często wracam. Motywacja? Też, jak najbardziej! Jeśli napiszę wpis i zadeklaruję się w jakiejś sprawie, zawsze doprowadzę ją do końca. Idealnym przykładem jest 3-dniowy detox. Szczerze mówiąc, nie miałam już siły, ale wiedziałam, że muszę dać radę bo okrzyknęłam, że rozpoczynam oczyszczenie. Po trzech dniach napisałam moje spostrzeżenia. Bez tego wpisu pewnie nie dałabym rady…
Czemu o tym piszę? Często spotykam się z opinią, że blogerzy to roboty, piszą o bzdurach, które można wyczytać na pierwszym lepszym portalu. Być może, ale zwróćcie uwagę na to, że wielkie portale to maszyna, która piszę to, co czytelnik chce usłyszeć. Na blogu tego nie spotkasz, a przynajmniej nie powinieneś. Na nim powinna znaleźć się opinia autora, z którą nie każdy musi się zgodzić. Może brzmi to trochę, jak tłumaczenie się, ale miałam jakąś wewnętrzną potrzebę napisania o tym.
Skoro jesteśmy już w temacie bloga i tak bardzo się rozpisałam… Dziękuję za każdy komentarz, wiadomość i opinię. To dla mnie na prawdę mega ważne. Dzięki temu widzę, że to co robię ma sens i idę w inną stronę. Nie ukrywam, że liczę na waszą aktywność, bo to daje największego kopa motywacyjnego. Dzięki ! 🙂
PS. Mam wrażenie, że ten wpis jest mega chaotyczny, ale musicie mi wybaczyć. Usiadłam i napisałam. Tak po prostu, bez przygotowywania i tysiąca poprawek. Prosto z serca.