Tak, jak wspominałam już w piątkowym wpisie, przygotowałam na dzisiaj post z dzieciństwa. Specjalnie z okazji dnia dziecka! Postanowiłam trochę powspominać, pooglądać starych zdjęć i stworzyć listę kilku najlepszych wspomnień sprzed kilkunastu lat. Wymieniłam je, właściwie, jednym tchem i podejrzewam, że gdybym przysiadła i zastanowiła się dłużej mogłabym pisać, pisać i pisać. Świetnych wspomnień jest na prawdę mnóstwo !
Dołączam jeszcze kilka zdjęć. Na większości wyglądam jak chłopczyk, wiem, ale cóż zrobić. Nie łatwo było wybrać takie, które zupełnie by mnie nie skompromitowały 🙂 Nie wiem, czy Wy też macie takie wrażenie, że na wszystkich zdjęciach z dzieciństwa wyglądacie co najmniej dziwnie ?
1. Zabawa w bazy. Już nawet nie pamiętam, o co tak właściwie chodziło w tej zabawie. Pamiętam, że ustalaliśmy konkretne miejsca, w których będą bazy, a później biegaliśmy i wrzeszczeliśmy w niebogłosy „baza!” albo „zaklepane!”. Fajnie było !
2. Prowadzenie pamiętnika. Ale nie takiego, w którym zapisywałam każdego dnia, co robiłam, gdzie byłam, po i dlaczego. Pamiętnik prowadziłyśmy z kuzynką (buziaki! :*) tylko w wakacje. Co prawda zapisywałyśmy to, co działo nie u nas każdego dnia, ale to były takie historie, których nawet nie byłabym w stanie teraz opowiedzieć! Pamiętam, jak po jakimś czasie zaczęłyśmy to wszystko czytać. Byłyśmy posikane ze śmiechu, dosłownie. Żałuję tylko, że nie mam go teraz, bo chętnie bym poczytała.
3. Zabawa na trzepaku. To chyba jedna z najfajniejszych rzeczy… Nie było komputera, internetu i wszystkich innych, „niezbędnych” sprzętów. Całe dnie spędzaliśmy na dworze, a jego większą część przy trzepaku… Uwielbiałam robić fikołki na najwyższej rurce !
4. Wcinanie 5 lodów dziennie. Serio, 5 (słownie: pięciu), nie przesadzam! Chodziłam ze wszystkimi do sklepu – babcią, mamą, tatą, drugą babcią i za każdym razem żebrałam o loda. Jakoś nie przejmowałam się wtedy tym, ile mają kalorii, cukru i czy będę po nich gruba. A to właściwie powinien być chyba jeszcze jeden punkt – nieprzejmowanie się jedzeniem i jego konsekwencjami.
5. Nie mogłabym zapomnieć o żółtym samochodzie z lodami. Tę melodyjkę zapamiętam chyba do końca życia! U Was pewnie też jeździł i zastanawiam się czemu przestali. Kupowanie lodów z żółtego samochodu było moją coniedzielną tradycją. Zawsze brałam czekoladowego rożka albo coś a’la magnum – pychotki !
6. Skakanie po drzewach i łapanie żab. Te drzewa to nic, chleb powszedni, ale łapanie żab to było coś! Czaiłyśmy się na nie z kuzynką i łapałyśmy do słoika. Nie pamiętam co później z nimi robiłyśmy, ale ostatecznie, zawsze były wypuszczane na wolność. Żeby nie było, że znęcałyśmy się nad zwierzętami. Teraz dzieciaki pewnie też skaczą po drzewach, ale tych wirtualnych w jakiś grach, których pewnie nie byłabym w stanie nawet ogarnąć.
7. Pieczenie ciastek z babcią. I ich wykrajanie, to byłą niesamowita frajda! No i oczywiście zanim zdążyły wystygnąć nie było już ani jednego. Ciepłe najlepsze ! 🙂
8. Kolekcja figurek z jajka niespodzianki. Ale to nie taka kolekcja kilka figurek na krzyż… Miałam ich kilka reklamówek, ale nigdy wystarczająco, żeby nie można było kupić kolejnego jajka, nie myślcie sobie! Wymieniałyśmy się z kuzynkami a później je komuś dałam, już nie nawet nie pamiętam komu… Teraz zastanawiam się, po co mi to było 😀
9. Kogel mogel – moja dziecięca miłość! Wszystkie słodycze (no dobra, prawie wszystkie) mogły nie istnieć, kiedy w lodówce były jajka. Pyszna, puszysta i niemiłosiernie słodka masa niszczyła system! Wychowywałam się w czasach, kiedy jajka były jeszcze przyjazne dla ludzi i nie było tej całej afery związanej z Salmonellą i innymi stworzeniami. Jadłam surowe żółtka w ogromnych ilościach, nadal żyję i mam się świetnie.
10. Zabawa w kuchnie, restaurację i kawiarnię. Już od dzieciństwa miałam zacięcie do gotowania 🙂 Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że wszystkie przepyszne potrawy (najczęściej robiłam kotlety mielone) torty i ciasteczka były z piasku… W tym miejscu, powinnam przeprosić osoby, które zmuszałam do „jedzenia” tych smakołyków. Szczególnie babcię, która bardzo dzielnie znosiła moją fascynację gotowaniem.
11. Podekscytowanie przed każdą gwiazdką, urodzinami i dniem dziecka. Do tego stopnia, że potrafiłam nie spać całą noc i czekać na prezenty! Patrząc z perspektywy czasu, ta naiwność i wiara w Mikołaja była całkiem fajna. PS. Listy do Laponii też pisałam, a co !
12. „Ja chcę wylizać!” – przyznać się, kto tak nie mówił? Z niecierpliwością czekałam na jakąś rodzinną imprezę, bo wiedziałam, że mama albo babcia będą piekły ciasta. Zawsze (wielkimi literami) czekałam na moment, aż będę mogła złapać za trzepaczkę, wszystkie inne naczynia i wylizać resztkę masy ! Nie ważne, że była tam mąka, surowe jajka i masło, po których niby miał mnie poleć brzuch. Nigdy nie bolał.
Dzień dziecka to tak na prawdę święto wszystkich, niezależnie od wieku ! Spędźcie go cudownie, po swojemu !
A jakie są Wasze najlepsze wspomnienia z dzieciństwa ? 🙂