Ogłaszam wszem i wobec, oficjalnie, bez słodyczy da się żyć ! Jestem szczęśliwa, że nareszcie udało mi się to udowodnić, głównie samej sobie. I koniecznie muszę się tym z wami podzielić. A może kogoś zainspiruję i też wytoczy walkę ukochanym czekoladkom ?
Jakiś czas temu, w którymś z postów lub na Facebooku wspominałam o tym, że podejmuję wyzwanie i przez 3 tygodnie nie będę jadła słodyczy. Wytrzymałam kilka dni, wróciłam do domu i co zrobiłam? Zjadłam jakieś ciasteczka albo pierniczki, już nie pamiętam. No i wszystko legło w gruzach. Oczywiście ogarnęła mnie czarna rozpacz, że po raz kolejny nie dałam rady i ochota na cukier przezwyciężyła.
Po tej wpadce i jeszcze kolejnych dwóch dniach, po raz kolejny podjęłam walkę zerwania znajomości ze słodkościami, które wołały do mnie z kuchennej szafki mamo. Tym razem wytrwałam już zdecydowanie dłużej. Nawet jakoś przestało mnie do nich ciągnąć, ale tylko trochę, żeby nie było zbyt kolorowo! Nadal „coś za mną chodziło” i „miałam na coś ochotę” tylko nie wiedziałam na co. No i jak to się kończyło? Budyniem, lodami albo czymś podobnym, ale zawsze z tej samej kategorii, słodycze. I co gorsze, najczęściej nachodziło mnie wieczorem !
W końcu powiedziałam sobie dość ! Mówi się, że cukier to biała śmierć (strasznie groźnie to brzmi), podobnie jak sól. Skoro potrafię unikać tej soli i jest mi zupełnie niepotrzebna do szczęścia to przecież ze słodyczami musi być tak samo. No ale muszę Was zmartwić, nie jest tak samo. I nie ma co ukrywać. Całe życie jadłam słodycze. Miałam nawet taki tragiczny etap, kiedy dzień bez czekolady czy lodów był dniem straconym. I miałabym to teraz tak rzucić z dnia na dzień? Walczyłam sama ze sobą… Ale z każdym kolejnym dniem było coraz łatwiej i łatwiej. No i doszłam do tego momentu, w którym znajduję się teraz. Zupełnie ich nie potrzebuję! Nie ciągnie mnie do słodkiego, nie mam zachcianek i nagłych napadów, jak kiedyś! Nagle uświadomiłam sobie, że bez tego da się żyć. Co więcej, takie życie jest o wiele lepsze. Serio!
Czym się ratowałam w nagłych sytuacjach ?
Przede wszystkim owoce. To też cukier w prostej postaci, ale poza tym zawierają jeszcze witaminy i błonnik, więc sycą na dłużej. Są zdecydowanie lepszym wyborem, a tak samo bardzo słodkie. Wiem, że jest duża różnica między karmelowym batonikiem, oblanym czekoladą a jabłkiem czy pomarańczą, ale tylko to tylko kwestia nastawienia. Wiem co mówię !
Może Was zaskoczę, ale często robię sobie też twaróg na słodko, kakao na mleku (z tego naturalnego) z dodatkiem stevii czy jogurt z musli i owocami. Takie przekąski, w 100% niwelują moją potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego.
W skrócie, w ciągu tych kilku tygodniu nasunęło mi się kilka wniosków. Mianowicie,
- Słodycze wcale nie są mi potrzebne do szczęścia. Odkrywcze, prawda? Nie zajadam smutków lodami, nie wcinam ciastek podczas oglądania filmu i czekolady przed ważnym dniem, wiecie, dla odżywienia mózgu. Nadal żyję i mam się świetnie. A mój mózg rewelacyjnie funkcjonuje bez czekolady.
- Odkąd odeszła mi nieustanna ochota na słodycze, przestałam o nich myśleć w chory sposób. Kiedyś unikałam ich w miejscach publicznych jak ognia, np. w kawiarni wszyscy jedli a ja odmawiałam. Przecież jadłam je wczoraj, dwa i trzy dni temu, a to kolejna bomba kaloryczna, nie ma mowy! Wracałam do domu i szukałam w szafce jakiś pozostałych ciastek. Teraz jest zupełnie odwrotnie. Nie jem ich na co dzień, więc jeśli skuszę się raz na jakiś czas na ciacho do kawy czy lody z przyjaciółką nic się nie stanie. Po prostu, jakimś cudownym sposobem, jedzenie ich w domu przed telewizorem przestało mnie jarać.
- Czuje się zdecydowanie lżej… Przede wszystkim mam więcej energii, a podobno to czekolada jej dodaje. Pewnie jest to związane z nagłym wyrzutem insuliny i mocno w to wierzę.
- I chyba najważniejsze… Nawet malutka ilość cukru potrafi mnie niesamowicie zasłodzić. Do tego stopnia, że po pralince czy dwóch kostkach czekolady mam już dość! Czuje się zaspokojona i zadowolona jednocześnie, bo nie rzuciłam się na całe opakowanie.
Dopiero teraz czuję, że „uwolniłam się” od słodyczy, a właściwie chorego podejścia do tego tematu. Wiem, że kostka czekolady nie spowoduje falowego działania, tak jak kiedyś, i nie zjem od razu całej tabliczki, więc spokojnie mogę sobie na nią pozwolić. Przecież od jednej ani nie przytyję, ani nie umrę. W Starbucksie mogę sobie zjeść ulubione marchewkowe ciasto, bo taka okazja przecież nie zdarza się zbyt często. I zaczynam wierzyć w to, że po trzech tygodniach jesteśmy w stanie wyrobić każdy nawyk, jaki tylko chcemy.
I w ogóle to powiem Wam, że jeśli macie problem ze słodkościami to postarajcie się z nim zawalczyć. Świat bez słodyczy też jest kolorowy. Tutaj nie chodzi tylko o wygląd i sylwetkę, które zmienia się pod wpływem cukru, ale przede wszystkim o zdrowie i poczucie własnej siły. Zmienia się myślenie, w ogóle wszystko się zmienia i jest jakoś lepiej. I jeszcze jedno, najlepiej znaleźć jakiś złoty środek, żeby nie popadać ze skrajności w skrajność 🙂
Na koniec jedno zdanie… Słodycze mają być dla Was, a nie Wy dla słodyczy !
Pingback: ZACZYNASZ OD NOWEGO ROKU ? POMOGĘ CI ! | Majlaa.pl
Pingback: NA 22 URODZINY… 22 FAKTY O MNIE | Majlaa.pl