Znów miałam problemy z blogiem, nie wiem co się dzieje… Przynajmniej zrobiłam sobie kilkudniowy urlop! Mogę już się logować i dodawać wpisy, ale zmieniła się czcionka, kolory i zniknęło logo… Mam nadzieję, że szybko wszystko naprawimy. Na razie, muszę Was zaprosić na nowego posta w takiej wersji. A właściwie fotorelacją. Trochę jest tych zdjęć, ale nie mogłam się zdecydować, które wybrać. Było przepięknie !
Uwielbiam polskie Morze pod warunkiem, że jest pogoda. Gdyby jeszcze woda była trochę cieplejsza, byłoby rewelacyjnie! Trafiliśmy, właściwie, na świetną pogodę. Tylko jednego dnia było chłodniej i popadało, ale to też przelotnie. Kąpieli i plażowania nie było, ale jestem z tych ciepłolubnych więc nie ma w tym nic dziwnego. Za to spacery, rewelacyjne widoki, genialne jedzenie i Orłowo (o którym w kolejnym poście) wszystko załatwiły.
Zostawiam Was ze zdjęciami i mam nadzieję, że te widoki wynagrodzą, chociaż w małym stopniu, moją krótką nieobecność. Miłego weekendu !
Po więcej zdjęć zapraszam na Instagrama
Jak można się nie zakochać w takim widoku ?!
Będąc nad Morzem zawsze staram się jeść ryby, bo na co dzień zazwyczaj nie chce mi się ich przygotowywać. Chociaż, nie łatwo było oprzeć się innym daniom… Wybraliśmy się do Przystani , którą polecało wiele osób i kompletnie podpisuję się pod ich opinią. Zamówiłam sobie pieczonego pstrąga – delikatny i bardzo soczysty (ale chyba nigdzie nie jadłam niedobrego pstrąga…). Drugą knajpą, którą odwiedziliśmy była Tawerna Rybaki, o której czytałam na blogu Kasi . Polecam dorsza z porem w pomidorach – pycha !
Macie jakieś swoje sprawdzone smażalnie w Sopocie? Może przyda się następnym razem lub innym czytelnikom.
Ostatniego dnia zajrzeliśmy jeszcze do Śliwki w kompot . Zachęciła mnie duża liczba osób i wcale mnie to nie dziwi. W ogóle nie wiedziałam na co się zdecydować i najchętniej zjadłabym wszystko. Ostatecznie padło znów na rybkę. Tym razem grillowany łosoś w sosie malinowo-żubrówkowym z pieczonymi ziemniaczkami i sałatką, a do tego klasyczna, cytrynowa lemoniada. I wcale nie było tak drogo, jak mogłoby się wydawać ! Powiem tylko tyle, jak będziecie w Sopocie to idźcie, nie zastanawiajcie się ani chwili !
No dobra, staram się nie jeść zbyt dużo słodyczy, ale bez lodów nie ma wakacji… A poza tym, jak to się mówi – nie można kupić szczęścia, ale można kupić lody, a to już bardzo blisko do szczęścia. Moje szczęście było ze stoiska Lody Naturalne i miało smak pistacjowy oraz jogurtowo-malinowy. Mniam !
Zdjęcia super:) a lody pistacjowe to zdecydowanie moje ulubione:)
Piekne zdjecia! Ja rowniez jestem wielka fanka polskiego morza