No i stało się… Pierwszy, masowy bieg mam za sobą. A zapisałam się na niego prawie niechcący… Ale nie o tym wpis! Pobiegłam i doszłam do jednego małego wniosku. Czemu dopiero teraz ?! Cały czas obijały mi się gdzieś z tyłu głowy słowa tych, którzy są przeciwko takim biegom. Bo tysiące ludzi, każdy biega sobie po stopach, ścigasz się nie wiadomo po co, a w ogóle to po co tak się stresować.
Biegałam, biegam i pewnie nadal będę biegać dla przyjemności, własnej satysfakcji, wyrzucenia zbędnych emocji, no i może spalenia nadprogramowych kalorii. Nigdy nie brałam nawet pod uwagę tego, że mogłabym biec jakiś dystans w takim tłumie. No bo właściwie po co? Wszyscy by się pewnie tylko na mnie patrzyli, a nie daj Boże dobiegłabym na szarym końcu. Miałabym za nimi biec? Po co? Zazwyczaj biegam sama ze słuchawkami w uszach i to mi w zupełności wystarczy. Jestem w stanie zaakceptować jeszcze jedną czy dwie osoby, które mi towarzyszą.
Czas i dystans jakoś nigdy nie miał dla mnie znaczenia. Ważniejsze jest to, jak ogromną sprawia mi to przyjemność. No, ale trochę pozmieniało się moje myślenie po dzisiejszym biegu.
Potraktowałam to, jako takie małe, poranne rozbieganie. W końcu to (niby!) tylko 4 kilometry z małym hakiem (poniżej znajdziecie trasę, jeśli kogoś by to interesowało), co to jest. Ale to nie jest ważne. Najlepsze z tego wszystkiego są emocje, jakie mi towarzyszyły. Stres był, nie będę ściemniać, że nie – w końcu to mój pierwszy bieg, a wokół maratończycy biegający od lat. Tysiące ludzi, wszyscy razem i cel do, którego się dąży. Powiem Wam szczerze, nie myślałam, że będzie aż tak fajnie ! I podjęłam decyzję – zacznę to robić regularnie! Nie ważne czy to będzie 2, 5 czy 15 kilometrów. Emocje, adrenalinka i endorfiny po dotarciu do mety są bezcenne. A wszystkich, którzy są anty namawiam do spróbowania, może zmienicie zdanie.
PS. Przepraszam, jeśli tekst jest bardzo chaotyczny i za wszystkie ewentualne błędy, ale musiałam go napisać na świeżo, od razu po biegu.
Szacunek:) ja biegałam,ale mnie to znudziło:)