Elementarz Stylu Kasi Tusk wciągnął mnie bardziej niż zakładałam. Nie będę się zbytnio rozpisywała na jego temat, bo przygotowałam już oddzielny wpis dotyczący konkretnie tej książki i możecie go przeczytać TUTAJ . Powiem Wam tylko, że po jej przeczytaniu nasunęła mi się pewna myśl – less is more.
Wracając do tematu… Wciąga niesamowicie, przeczytałam ją w dwa dni (przy na prawdę ogromnym braku czasu!). Ale poza tym, czytając ją miałam wrażenie, jakbym czytała o sobie, swoim stylu i szafie. Żeby nie było tak kolorowo, nie do końca. Doszłam do kilku ważnych wniosków i na reszcie (!) wzięłam się za generalne porządki.
Dokładnie wiedziałam jaki jest mój styl, ale teraz jeszcze bardziej się w tym upewniłam. Przede wszystkim klasyka, ale jest też miejsce na elementy sportowe (które uwielbiam) i coś bardziej „wyzywającego” – mam na myśli kolorową koszulę w kratę. Baza już jest. To znaczy, między innymi granatowe jeansy, czarne spodnie, biały t-shirt, mała czarna, biała koszula i czarna spódnica pasująca do mojego typu sylwetki. Brakuje jednak, kilku elementów, których rzeczywiście wcześniej potrzebowałam, ale dopiero teraz to do mnie dotarło. Na liście jest między innymi granatowa spódnica z koła, cieliste szpilki, porządne skórzane baletki i dobrze skrojona marynarka.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wyrzuciłam wszystko z szafy i zaczęłam generalne porządki. Podzieliłam ubrania na trzy grupy: nienadające się już do niczego (trafią do kosza), takie, które są w dobrym stanie, ale nie będę już w nich chodziła (na pewno oddam potrzebującym) i pewniaki – czyli te, które na 100% założę jeszcze nie raz. Jak się pewnie domyślacie, tych ostatnich jest najmniej.
Mimo, że pozbyłam się ogromnej ilości ubrań i niejedna z Was powiedziałaby pewnie, że „zostałam z niczym” to nie żałuję ani jednej bluzki. Wiem, że zajmowało to tylko miejsce w szafie i nawet, gdyby je zostawiła „po domu”, to i tak nigdy bym tego nie założyła.
Później wzięłam się za segregację. Na najbliższej półce ułożyłam ubrania, z których korzystam na co dzień (koszulki i bluzki z długim rękawem), trochę niżej spodnie i ubrania sportowe, a na samym dole wszystkie letnie (spódniczki, krótkie spodenki i kombinezony). W drugiej części, na wieszakach znalazły się koszule, swetry i sukienki. Wszystkie nakrycia wierzchnie trzymam w oddzielnym miejscu.
Powiem Wam jedno… Dopiero teraz wiem, że wszystko jest tak, jak powinno. Zero zbędnych elementów, tylko te, które się przydadzą. Dokładnie wiem, czego jeszcze potrzebuję, więc idąc na zakupy najpierw rozejrzę się za tymi rzeczami. Poza tym „baza” stworzona z moich ulubionych kolorów. Niezależnie od tego co założę, będzie do siebie pasowało – dla mnie idealnie !
Czytałyście już Elementarz stylu ? Dajcie znać co o nim sądzicie