Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w finale programu „Must be the music”. Chociaż, przyznam Wam się, że nigdy wcześniej go nie widziałam. Ani jednego odcinka… Powiem Wam, że trochę mnie zaskoczyło to, co tam się działo i to, jak manipulują i oszukują widzów. Szczególnie tych, którzy ślepo wierzą w to, co widzą i myślą, że to prawda. Przecież ten program jest „na żywo”. Ale do rzeczy…
Po pierwsze , po bokach biegał chłopak z kartkami, na których były polecenia dla widowni. Oczywiście jest w takich miejscach, że na antenie nikt go nie zobaczy. Przede wszystkim „brawo”, „uuuu”, „pisk”, „cisza” i wiele innych, których już nie pamiętam. To mnie akurat nie zaskoczyło, bo wiedziałam, że tak jest. We wszystkich programach rozrywkowych.
Po drugie , na końcu zawsze występuje jakiś znany zespół. Takie wypełnienie w momencie podliczania wyników, kojarzycie? Jeżeli myślicie, że na prawdę występują na końcu i na prawdę na żywo, to jesteście w błędzie. W rzeczywistości, zespół występuje poza wizją, jeszcze przed rozpoczęciem całego programu. Oczywiście, jeżeli coś pójdzie nie tak to powtarzają, do zadowalającego efektu. Nagrywają to i puszczają na końcu, jako „na żywo”. Tym akurat byłam zaskoczona…
Po trzecie , przerwa na reklamy to czas dla fotografów. Te 10 minut, które zawsze wyklinamy i wyzywamy, fotografowie cykają zdjęcia. Głównie jury. „Ela, spójrz tutaj!”, „Halo, Piotr”, „Ela, Ela, odwróć się tutaj!”, „Kora, zapozuj” – i tak w każdej przerwie. A nuż ktoś się potknie i przewróci albo spadnie sukienka. Idealny materiał.
Po czwarte , sztuczne wypełnienie sali. Wiecie, że gdy brakuje gości (tych, którzy kupują sobie bilet za gruby hajs) puste miejsca wypełniają pracownicy? Ja nie wiedziałam… Tutaj byli to jacyś panowie od spraw technicznych. No cóż, nie ważne kto siedzi na widowni. Najważniejsze, że sala musi być zapełniona.
Po piąte , ostatnie i chyba najważniejsze, wielka impreza „po”. Miałam wrażenie, że to na nią wszyscy czekają. Pomijam czas na ściankę, bo to oczywiste. Jury dostaję swoją kolację w zamkniętym pokoju VIP, występujący swoją i paparazzi z dziennikarzami swoją – chociaż to nazwałabym raczej poczęstunkiem. Dla gości niestety nic się nie należy.
Punkt drugi i czwarty mnie zszokował. Nie byłam świadoma, że tak to wszystko wygląda. Tak w ogóle, wszystko bez szału. Jak ktoś nie jest wielkim fanem konkretnego programu i nie szaleje na jego punkcie to nie polecam, nie warto. O wiele lepiej obejrzeć w telewizji. Jedynym powodem, dla którego mogłabym jeszcze raz pójść to udział kogoś, kogo znam i lubię.
Spodziewalibyście się takich trików?