PODSUMOWANIE WYZWANIA „61 DNI”

DSC_0318

Dwa miesiąca minęły, nawet nie wiem kiedy… Rzucając sobie to wyzwanie, byłam przerażona. No może nie przerażona, ale wizja tak długiego okresu czasu była dla mnie trochę niewyobrażalna. Początek był bardzo trudny, nie ma co ukrywać. Skończyło się trzymanie diety tylko na 90% i robienie treningów na pół gwizdka. Tak już mam, że jeśli coś powiem, muszę zrobić to na 100%, od początku do końca, tak też się stało. No prawie… Ale zaraz o wszystkim się dowiecie !

Tutaj możecie przeczytać podsumowanie pierwszego miesiąca

Pierwsza połowa wyzwania była zdecydowanie trudniejsza. Cały czas coś za mną „chodziło”, miałam ochotę na odstępstwa i wielokrotnie przez myśl przemykało mi „a może by tak dzisiaj nie jechać na trening?”. To normalne, każdy ma chwilę zwątpienia i słabości. Ale za każdym razem wygrałam z własnym lenistwem i cisnęłam dalej. Początek tego wyzwania pokrywał się też częściowo z początkiem mojej redukcji, dlatego miałam jeszcze większą motywację. W końcu, chciałabym zobaczyć, jak największe efekty. Kto by nie chciał ! A wiadomo, że bez odpowiednio bilansowanej diety jest to niemożliwe, przynajmniej w moim przypadku.

a-horzr

d-horz

Cieszę się, że podjęłam to wyzwanie. Przede wszystkim, ze względu na fakt, że w ciągu tych kilku tygodni uzmysłowiłam sobie kilka konkretnych spraw, a najważniejszą z nich jest to, że nie chcę już robić formy na lato, a na lata ! Chudnięcie i odsłonięcie mięśni na „wyjście na plażę”, a później powrót do dawnych nawyków jest kompletnie bez sensu. Po co „chwalić” się świetną formą, skoro zimą znów będziemy chować się pod grubymi swetrami ? Chcę ćwiczyć, jeść zdrowo i zmieniać się dla siebie. Chcę cieszyć się tym wszystkim i móc pokazać tego efekty za miesiąc, pół roku i 3 lata. To ma być stała, a nie tylko chwilowa zmiana ! Szczerze mówiąc, dotarło to do mnie dopiero teraz, po tych kilku tygodniach. Wcześniej celem była „forma na wakacje” i nie ma tego, co ukrywać.

Nareszcie nie muszę się do niczego zmuszać. Kocham to, co robię. Nie jestem profesjonalistką i na pewno popełniam (jeszcze) mnóstwo błędów podczas ćwiczeń, ale treningi sprawiają mi niesamowitą frajdę i już teraz wiem, że z nich nie zrezygnuję. Może kiedyś będę potrzebowała oddechu i dłuższej przerwy od siłowni, ale jestem przekonana, że po wszystkim znów tam zawitam. To jest piękne !

Sylwetka też się zmieniła, wiadomo. Niestety, u mnie wszystko przychodzi z ogromnym trudem… W momencie kiedy moim celem była budowa masy, nie mogłam przytyć. Teraz, kiedy moim celem jest redukcja, wszystko idzie bardzo opornie, chociaż zdecydowaie łatwiej niż podczas okresu masowego. To kolejna rzecz, którą zrozumiałam… Każdy z Nas jest inny i czasem, choćbyśmy nie wiem, jak się starali, nie uzyskamy takiego efektu, jak inna osoba. Chciałabym mieć pośladki, jak Jen Selter, brzuch, jak Kayla Itsines i biust, jak Hannah Polite, ale wiem, że to nierealne. Nie dlatego, że nie chce mi się pracować na taki efekt, a po prostu genetyka mi na to nie pozwoli. Niektórych kwestii nie przeskoczymy, ale możemy poprawić inne. Pokochajmy siebie i pracujmy ciężko nad tym, aby być najlepszą wersją, ale samej siebie ! Dążenie za ideałem nie ma sensu, bo możemy się bardzo szybko zniechęcić. Im wcześniej ustawisz swoje myślenie w ten sposób, tym lepiej :)

13151427_1135720689822374_3456056710458017874_n-horz

995324_1110494149011695_8137959944160983468_n-horz

Jednym z założeń tego wyzwania było „zero cheatów”, ale nie będę ściemniała, że tak było. Przez pierwsze trzy tygodnie walczyłam ze sobą i wygrywałam. Nawet, jeśli miałam ochotę na jakieś odstępstwo, „zajadałam” je czymś innym i do obrotu wchodziły warzywa, kawa albo cola zero – jakoś trzeba sobie radzić ;) Później ta ochota już kompletnie minęła… Inni mogli jeść i pić wszystko, co uwielbiam, a mnie to w ogóle nie ruszało. Jeśli ktoś postawiłby przede mną pizzę i jaglankę, wybrałabym to drugie. Ale, ale… Pierwszego, bardzo małego cheata zrobiłam po 5 (z małym hakiem) tygodniach redukcji, czyli mniej więcej na początku drugiego miesiąca wyzwania. Powiem Wam tylko tyle, że bardzo mi to pomogło rozruszać organizm i efekty zaczęły pojawiać się szybciej. Kolejnego po dwóch tygodniach, czyli pod koniec całego wyzwania. Nie uważam tego za porażkę, bo były to ZAPLANOWANE odstępstwa, a nie napad na lodówkę. PS. Kolejny wypada dzisiaj ! :)

PicMonkey Collage

Zdjęcia: @agambpfit  |  @monk_s95  |  @zdrowoiisportowo

Bardzo się cieszę, że również przyłączyłyście się do wyzwania ! Mam nadzieję, że ułatwiło Wam to uporządkowanie niektórych kwestii. Dajcie znać czy wytrwałyście (na pewno tak!) i co się zmieniło przez ten czas :) Generalnie, gdybym miała to wszystko podsumować jednym zdaniem, powiedziałabym, że takie wyzwania są genialnym sposobem na wyrobienie w sobie pewnego nawyku ! Niezależnie czego on dotyczy poprawi Waszą dyscyplinę i poziom motywacji. Przynajmniej u mnie świetnie się to sprawdza !

PS. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania dotyczące tego tematu, zostawcie w komentarzu :)

About The Author: Roksana

Studentka dietetyki, z zamiłowaniem do blogowania, fotografii i mody. Uwielbia podróże. Kiedyś poleci do NY i przebiegnie wzdłuż rzeki Hudson - jedno z wielu marzeń. Wszystko co robi, robi na 200%, wkładając w to całe serducho. Mam nadzieję, że to zauważycie :)

Comments

  • Reply J.

    A nie było jednego cheata, który był nieplanowany ? Pisałaś chyba takiego posta jak wrócić do formy po nieoczekiwanym szaleństwie.

    • Reply Roksana

      To był ten po 5 tygodniach :)

  • Reply Malka

    Trzymalam kciuki! Jak sie zmienily Twoje wymiary po tym okresie?

    • Reply Roksana

      Dzięki ! :) Nie wiem dokładnie… Ale przez pierwsze 4 tygodnie nic nie spadło, dopiero potem ruszyło :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>